
Efekty na siłowni bez diety – czy sam trening zadziała?
10 lutego, 2025Czy można zbudować formę życia jedząc co popadnie? Osobiście wiem o dwóch przypadkach, gdy coś takiego się zadziało. Nie znaczy to, że są to przypadki odosobnione.
Oni mogli jechać na syfiastym paliwie więc inni też mogą. Zanim jednak wypierniczysz swoją sałatę do śmietnika i polecisz po frytki, przeczytaj ten artykuł w całości i wyciągnij wnioski dla siebie.
Trening bez diety może działać. Oto dowody
Pierwszy z przypadków, kiedy dieta nie była niezbędna, to przypadek Mateusza Płachty, znanego szerzej z Youtube’a jako Kura Workout.
Na jednym z filmów utytułowany adept street-workoutu mówi dokładnie co jada, a z grubsza wygląda to tak:
- Śniadanie: Tosty z serem, kabanosy, pasta jajeczna z łososiem.
- Drugie śniadanie: KFC.
- Posiłek potreningowy: Ziemniaki, wątróbka, ogórki kiszone.
- Kolacja: Kaszka ryżowa Nestle + shake białkowy.
- Po kolacji: Chipsy i pierniki.
Mateusz mówi też, że nie liczy ani kalorii, ani makroskładników, a robiąc wagę idzie „na czuja”.
Co najzabawniejsze w tym wszystkim Kura przyznaje, że jeśli potrzebuje zrobić nadwyżkę kaloryczną to, jak sam mówi:
“W nocy dobijam się lekko niezdrowym jedzeniem typu pizza czy jakieś tam słodycze, pierniki wlecą, chipsy, nachosy…”
Matko kochana! Jakbym ja tak żarł, to był wyglądał jak gówno w lesie, ale tę kwestię ugryziemy za chwilę.
To była dieta Mateusza z wtorku, a resztę dni możesz zobaczyć w oryginalnym materiale na Youtube. Co prawda film jest stary, ale już na tamten moment Kura reprezentował magiczną formę fizyczną mimo jedzenia całego tego syfu.
Przypadek drugi to Jan Łuka – polski zawodnik trójboju siłowego, który zasłynął biciem poważnych rekordów siłowych w wieku powyżej 60 lat. Pan Janek nakreślił nam swoją dietę wspominając jedynie o trzech posiłkach w ciągu dnia.
Sam mówi, że je bardzo mało i ma chyba najlepszy metabolizm na świecie.
- Śniadnie: Dwa jajka, kawałek chleba, pół czekolady do picia.
- Obiad: Pan Jan nie mówi dokładnie co jada na obiad, ale można wywnioskować, że jest to tradycyjny polski obiad. Zdradza jedynie, że je albo zupę, albo drugie danie.
- Kolacja: Największy posiłek naszego siłacza. 3 – 4 jajka, 2 – 3 kawałki chleba i czasem czekolada do picia.
Zapytasz: „Czy Kura i Jan Łuka się szprycują? W końcu to już nie jest trening amatorski”. Odpowiem, że nie wiem.
Natomiast bez względu na to, dla mnie diety obu tych panów są wręcz niewiarygodnie kiepskie, zważywszy na ich osiągnięcia. Jak więc jest to możliwe i czy Ty też możesz mieć w doopie to, co jesz?
Genetyka vs Dieta. 1:0 dla genów
No właśnie, dlaczego jedni mogą wcinać pizzę na śniadanie, smażonego kebaba na obiad i chipsy na kolację, a i tak wyglądają, jakby zeszli prosto z okładki „Men’s Health”? A inni, mimo liczenia kalorii co do grama i unikania cukru jak diabeł święconej wody, nadal mają w pasie więcej, niż by chcieli?
To nie magia, to genetyka.
Metabolizm – loteria, w której nie wszyscy wygrywają
Są ludzie, którzy bez żadnego treningu wyglądają lepiej niż Ty po roku zapieprzania na siłowni. Taka brutalna prawda. To oni byli tymi dzieciakami, które w podstawówce jadły dwie czekolady dziennie, a i tak miały płaski brzuch i wymiatały na W-F’ie.
To jest genetyczna elita. Mają szybki metabolizm, świetną gospodarkę insulinową i zazwyczaj dobre proporcje ciała. W skrócie – matka natura przytuliła ich do serca.
A potem mamy drugą stronę barykady: ludzi, którzy tylko spojrzą na pączka i już czują, jak ich jeansy robią się ciaśniejsze. Niezależnie od tego, ile się starają, tłuszcz trzyma się ich jak rzep psiego ogona.
Czy to sprawiedliwe? Absolutnie nie.
Czy można coś z tym zrobić? Owszem, ale będzie bolało.
Kim jest hardgainer i dlaczego to niekoniecznie przekleństwo?
Są jeszcze ci biedacy z grupy hardgainerów, czyli osoby, które mimo pożerania ton jedzenia i zasuwania na treningu, dalej wyglądają jak kije od szczotki. Ich organizm spala kalorie tak szybko, że zanim zdążą przełknąć ostatni kęs, już są znowu głodni.
Dla nich rzeźba nie jest problemem – problemem jest zjedzenie wystarczająco dużo, by masa faktycznie rosła.
I tu pojawia się ważny wniosek: genetyka może Ci pomóc albo rzucić kłody pod nogi, ale nigdy nie zdecyduje za Ciebie.
Czy to znaczy, że jeśli masz słabą genetykę, możesz rzucić ręcznik i przestać się starać? Nie! To oznacza tylko, że zamiast oczekiwać cudów od samego treningu, warto dostosować dietę do własnych uwarunkowań.
Nie masz w genach metabolizmu Ferrari? No to będziesz musiał bardziej pilnować michy. Proste.
Dieta to nie tylko mięśnie, bracie
Wiesz, często po siłowniach i w internetowych dyskusjach krąży hasło: „liczy się tylko wygląd, reszta to marketing”. No dobra, mięśnie wyglądają kozacko, ale prawda jest taka, że gdy Twoje ciało w środku działa jak zużyty silnik w starym Fiacie Uno, to na dłuższą metę daleko nie zajedziesz.
Dieta to nie tylko mięśnie, to paliwo dla całego organizmu. A jak karmisz się śmieciowym jedzeniem, to nie licz, że Twoja maszyna będzie pracować na najwyższych obrotach.
Samopoczucie na śmietnikowej diecie? Sprawdzam!
Wyobraź sobie dzień pełen obowiązków. Wstajesz rano, łapiesz jakąś drożdżówkę, do tego kawa na szybko. W porze obiadu znowu coś na mieście – burger i frytki, bo przecież szybko trzeba wracać do roboty. Wieczorem jeszcze trening, na który ledwo doczołgujesz się na resztkach energii. A potem co? Paczka chipsów na kolację i Netflix, bo masz dość.
I co dalej? Ano:
- Budzisz się jak zombi, wykończony jeszcze zanim zdążysz powiedzieć „dzień dobry”.
- Kortyzol – czyli hormon stresu – buzuje Ci we krwi, jakbyś uciekał przed niedźwiedziem.
- Ciśnienie w górę, frustracja rośnie, bo nie masz siły ani na trening, ani na pracę, ani na życie.
- Brak energii witalnej – zamiast czuć się jak młody bóg, czujesz się jak zardzewiały Pan Mietek po pięćdziesiątce.
To właśnie efekt złego paliwa, kolego. Organizm się mści, bo nie jest głupi – wie, że zamiast dawać mu wartości odżywcze, zapychasz go chemią i pustymi kaloriami.
Dieta a zdrowie – cichy wróg w postaci stanów zapalnych
Może tego nie czujesz na co dzień, ale jedzenie pełne syfu działa jak przypadkowa iskra w suchym lesie. Produkty wysoko przetworzone – bogate w cukry proste, tłuszcze trans i sztuczne dodatki – mają działanie prozapalne. Co to oznacza? Że Twoje ciało jest w stanie ciągłej wojny.
A wojna to nic dobrego. Ciągły stan zapalny prowadzi do szeregu problemów zdrowotnych, takich jak:
- Przewlekłe zmęczenie – organizm jest wykończony, bo walczy z „wewnętrznymi pożarami”.
- Obniżona odporność – chorujesz na byle co, a przeziębienie ciągnie się tygodniami.
- Problemy z regeneracją – trenujesz, ale mięśnie nie mają siły rosnąć, bo ciało nie dostaje składników potrzebnych do naprawy tkanek.
- Zwiększone ryzyko chorób cywilizacyjnych – cukrzyca, nadciśnienie, miażdżyca… krótko mówiąc, bilet w jedną stronę do klubu „dziadka w kolejce do lekarza”.
Jeśli myślisz, że te problemy Ciebie nie dotyczą, bo jesteś młody i masz zdrowie jak byk, to spoko. Ale gwarantuję Ci, że za kilka lat będziesz przeklinać każdy dzień na diecie z chipsów i coli.
Dlatego rada jest prosta: nie musisz być dietetycznym freakiem, ale dbaj o podstawy. Wrzuć na talerz więcej warzyw, dorzuć dobre tłuszcze, białko i porządne węgle. Twój organizm Ci podziękuje, a Ty będziesz miał siłę, by rozwalić kolejne rekordy na siłowni.
I przede wszystkim, nie zejdziesz już przed 60-tką.
Dieta działa zawsze
Chcesz wyglądać lepiej, ale nie masz czasu, chęci albo zwyczajnie nie lubisz ćwiczyć? Mam dla Ciebie dobrą i złą wiadomość.
Dobra: Możesz poprawić sylwetkę, zdrowie i samopoczucie bez machania żelastwem na siłowni.
Zła: Będzie to trochę jak jazda na rowerze z jednym kołem. Da się, ale pełna moc i efekty są dopiero wtedy, gdy masz oba – czyli dietę i trening.
Dobra genetyka? Super, ale nie licz, że uratuje Cię na zawsze
Jeśli jesteś jednym z tych szczęśliwców, którzy jedzą, co chcą, a i tak wyglądają jak modele z katalogu sportowego, to gratulacje – masz dobry pakiet startowy. Ale nawet najlepsza genetyka nie pomoże, jeśli przez lata będziesz wcinać byle co i myśleć, że jesteś niezniszczalny.
Bo widzisz, to działa tak:
- W młodości metabolizm śmiga jak sportowe auto, ale to się zmienia.
- Po 30-stce już nie spalasz wszystkiego jak piec hutniczy.
- Po 40-stce zaczynasz się zastanawiać, skąd się wzięła ta „oponka”, skoro jesz to samo, co kiedyś.
I nagle okazuje się, że już nie wystarczy „dobra genetyka” – trzeba coś z tym zrobić.
Dieta bez treningu = chudszy, ale niekoniecznie silniejszy
Samą dietą możesz zdziałać naprawdę wiele. Nie zbudujesz mięśni ani siły, to fakt, ale możesz schudnąć i poprawić sylwetkę tym samym.
Jak?
- Deficyt kaloryczny – jeśli jesz mniej kalorii, niż spalasz, tłuszcz zaczyna znikać.
- Lepsze jedzenie = lepsze samopoczucie – koniec z uczuciem ciężkości, brakiem energii i wahaniami cukru we krwi.
- Brak syfu w diecie = mniej stanów zapalnych i lepsza regeneracja – organizm nie marnuje energii na walkę z tym, co w niego wrzucasz.
To oznacza, że nawet jeśli nie masz czasu albo ochoty na trening, możesz sprawić, że Twoje ciało będzie wyglądało i funkcjonowało lepiej.
Ale – i tu wracamy do tego roweru z jednym kołem – jeśli chcesz nie tylko wyglądać dobrze, ale też być silny, sprawny i mieć więcej energii, to połączenie diety i aktywności fizycznej jest najlepszym rozwiązaniem.
Bo chyba lepiej wyglądać i czuć się jak facet z klasą, a nie jak „schudnięty słabiak”? 😏
Dieta do treningu – tak czy nie?
OK, mamy już pełny obraz sytuacji. Wiemy, że genetyka to główny czynnik wpływający na to, jak szybko widzimy efekty. Wiemy też, że są ludzie, którzy mogą jeść śmieci, a i tak wyglądają, jakby urodzili się na siłowni.
Wróćmy do Mateusza Płachty i Jana Łuki. Jeden zjada frytki, chipsy i pierniki, a i tak jest bestią w street-workoucie. Drugi trzyma się skromnych, minimalistycznych posiłków, a w wieku 60+ nadal dźwiga więcej niż niejeden młody zawodnik.
Ale teraz zadam Ci najważniejsze pytanie:
A co by było, gdyby stosowali dobrą dietę?
Bo skoro bez niej osiągnęli tak niesamowite efekty, to co dopiero mogliby zrobić, gdyby dostarczali organizmowi najlepsze możliwe paliwo? Może Kura byłby jeszcze silniejszy? Może Jan Łuka pobiłby jeszcze więcej rekordów? Może obaj byliby zdrowsi, bardziej odporni na kontuzje, mieli więcej energii?
Bo widzisz – nawet jeśli masz genetykę wygraną na loterii, to brak odpowiedniej diety i tak odbije się na innych aspektach Twojego życia.
- Możesz mieć super sylwetkę, ale czy Twoje zdrowie metaboliczne i hormonalne nie dostanie w kość?
- Możesz mieć siłę, ale czy nie będziesz się czuć ospały i wykończony poza siłownią?
- Możesz na razie nic nie czuć, ale czy za 10–20 lat nie przyjdą skutki uboczne w postaci problemów ze stawami, sercem, trawieniem?
Dobra dieta nigdy nie zaszkodzi, a może tylko pomóc
I tu dochodzimy do ostatecznej odpowiedzi na pytanie „czy dieta do treningu ma sens?”.
Tak, bo nic na niej nie tracisz, a możesz tylko zyskać.
Jeśli Ci się nie chce liczyć kalorii i bawić w skomplikowane diety – w porządku, ale minimum podstawowych zasad żywienia zawsze warto trzymać. Bo to nie tylko kwestia wyglądu, ale tego, jak będziesz funkcjonował za 5, 10 czy 20 lat.
Więc zamiast olewać temat, warto stopniowo, krok po kroku, udoskonalać swoje nawyki żywieniowe. Nie musisz od razu być dietetycznym świętym – wystarczy, że przestaniesz jeść byle co i zaczniesz dostarczać organizmowi to, czego naprawdę potrzebuje.
I teraz pytanie do Ciebie: co wybierasz? Trening wsparty dobrą dietą i pełne spektrum korzyści? Czy liczenie na to, że Twoja genetyka uratuje Cię przed skutkami złych wyborów?
Decyzja należy do Ciebie💪.